sobota, 15 kwietnia 2017

Pięć powodów, dla których nie lubię Resident Evil 7




Żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie oczerniam graczy, którym podoba się ,,Resident Evil 7''. Chcę wyrazić własne zdanie i powiedzieć dlaczego nie podzielam entuzjastycznych opinii na temat gry, która regularnie zbierała pozytywne recenzje. Nie grałem w nią w dniu premiery, ponieważ nie miałem na to czasu, a koniecznie chciałem napisać coś od siebie, tylko nie sądziłem, że to będą cierpkie słowa, ponieważ nie jestem zadowolony z zakupu ani z tego, o czym pisano po premierze. Jestem rozgoryczony i poirytowany wielkością zachwytu, z którym notorycznie spotykam się w internecie i poza nim. ,,Resident Evil 7'' okazał się przeciętnym tytułem, o którym szybko zapomnę, a ludzie nadal będą uważać, że się nie znam na grach wideo, bo neguję ich ulubioną produkcję czy coś w tym rodzaju. Nie dbam o to. Nie mam już piętnastu lat, żebym przejmował się każdą opinią na mój temat czy na temat moich osądów. Pora dorosnąć i zrozumieć, że każdy z nas ma własne zdanie. Jeśli uważasz, że to, co tu przedstawiam, to czysta bzdura lub głupota - zapraszam do dyskusji i czekam na solidne kontrargumenty. Powiedz, dlaczego uważasz, że ,,Resident Evil 7'' jest świetny, bo znam osoby, które dały mi solidny powód, dlaczego lubią ów tytuł - być może twoje podejście do gry wideo będzie dla mnie zaskoczeniem. Tymczasem wymieniam pięć powodów, dla których nie znoszę  produkcji Capcom.



Powód pierwszy: Pornografia przemocy

Mnóstwo sztucznej krwi na ekranie, czyli patrz, jak udajemy horror.


Nie podoba mi się współczesny trend, gdzie podkręca się zwyrodniałe zachowania ze strony NPC czy A.I. komputera. Nigdy nie będę zwolennikiem masakry na ekranie, ponieważ znieczula na przemoc oraz sztucznie pompuje emocje, których nigdy nie odczułem podczas rzeźnickich scen - powodują zniesmaczenie, nie zaś niepokój czy lęk, jakby chcieli autorzy. Prawdziwy horror nie potrzebuje udawać, że jest horrorem. Nie musi zarzucać cię rzygowinami, fizyczną dosłownością, odcinanymi kończynami czy głośną muzyką, od której pęka czaszka, dlatego też nie potrzebuje więcej krwi niż jest to wskazane. Wylej wiadro krwi na ekran, niech gracze wiedzą, że jesteś ćwiartowany, okaleczany czy ubroczony we własnej posoce. Po co? Żebym doznał nieprzyjemności? Nieprzyjemnością jest, gdy nie wiesz, co kryje się za rogiem, a słyszysz szept diabła. Boisz się, gdy przechodzisz przez wrota, a słowa z kompaktu podają przerażającą wyliczankę, w której jesteś jedną z ofiar. Strach jest wówczas, gdy wiesz, że ktoś cię śledzi, ale nie możesz się odwrócić, bo zginiesz. To jest strach!

 A nie durne zalewanie monitora czerwoną mazią. O, patrzcie, jesteśmy straszni, bo nic nie widzisz na ekranie - jesteś deptany i sponiewierany przez bezmyślną istotę wirtualnej rozrywki. Dajcie spokój, to dobre dla dzieci - nie dla dorosłych. To, że mi odbierzesz połowę ekranu z powodu durnej, czerwonej farby, nie czyni go z automatu horrorem. Bezmyślna przemoc nigdy nie powoduje strachu - czyni ją czymś banalnym, automatycznym i zramolałym. Jest prymitywna, a gry wideo nie powinny promować estetyki przemocy, gdyż nie nadaje się dla gatunku survival horror. Żadnej subtelności, żadnego zaskoczenia. Bezmyślne rzucenie się na gracza, zamiast podjudzać do paranoi, wy, deweloperzy, czynicie, że gracz zostaje zalany strumieniem krwi wywołując w nim uczucie obrzydzenia. Żadnej finezji. Nie straszycie. Obrzydzacie! Widzicie różnicę, czy nie? ,,Outlast'' przesadził z pornografią przemocy na ekranie. Nie idźcie tą drogą - prowadzi to do zniszczenia całej rasy spod znaku survival horror.

Powód drugi: Brak tożsamości

,,Resident Evil'' nie wie, czym chce być. Radosną młócką, która rozpoczyna się w połowie gry, gdy klimat siada, a pistolet staje się częścią orężu czy horrorem z prawdziwego zdarzenia, kiedy uciekamy przez zagrożeniem. Podczas rozgrywki miałem wrażenie, że gram w kilka tytułów jednocześnie. Początek, jak z ,,Alone in the Dark'', kreślony zagadką, gdyż przybywamy do posiadłości w poszukiwaniu zaginionej żony, by uczestniczyć przy obiedzie z bandą obleśnych i nędznych stworzeń, by kolejno okazał się historią o wariacie ganiającym mnie po wąskich korytarzach czy ucieczce z chałupy. Nie ma zombie, które stały się ikoną serii ,,Resident Evil'' (a przynajmniej tradycyjnych zombie z ociężałym chodem). Nie ma wspaniałych lokacji, do których chciałbym wracać w myślach. Niby są listy do czytania (wizytówka serii), ale to za mało, abym porównał ją do najstarszych tytułów z Residentem na okładce. Za mało powiązań, a za dużo prób wkupienia się w łaski nowych graczy. Wiecznie ucieka od swojej kultury i tradycji. Zamiast łamigłówek - piły łańcuchowe, miotacz ognia i rzeźnia bez ograniczeń. Zamiast swobodnej eksploracji - liniowa konstrukcja poziomów. ,,Resident Evil'' stracił tożsamość, unika unikalnych bossów na rzecz obrzydliwych potworów, którzy nie wymagają przygotowania. Zamiast czystego ekranu - estetyka gore, która niebezpiecznie zbliża się do poziomu found footage. Jeśli tak mają wyglądać kolejne części - to ja rezygnuję z dalszych zakupów i już nigdy więcej nie wracam do serii. Szkoda mojego cennego czasu. Nie mam całego dnia i całej nocy, żeby grać w gierki.

Powód trzeci: Kopiowanie innych tytułów

Inspiracja ,,Blair With Project''? Całkiem prawdopodobne. 


W ,,Resident Evil 7'' nie ma niczego, co by sprawiło, że się zapisze w historii gier wideo. Kurczę, zagadki skopiowane z ,,Resident Evil 1'', ostre narzędzia i nadmierne forsowanie tempa prosto z ,,The Evil Within'', skradanie się przed dziwakami wycięte z ,,Amnesii''. Nagrania wideo niemal podobne do ,,The Ring'', ,,Blair Witch Project'' czy ,,Silent Hill 2''. Wszechobecny brud czy manekiny wrzucone z ,,Condemned: Criminal Origins''. Nie potrafię znaleźć ani jednej rzeczy, która nie byłaby kopią pochodnych tytułów. Przyszywane dłonie z ,,Outlast'' czy enigmatyczne obrazy, które widziałem ostatnio w ,,Layers of Fear'' skutecznie sprawiają, że mam deja vu. Siedzę przed monitorem i nie dowierzam, że panowie z Capcom nie mają świeżych pomysłów, skoro odcinają się od własnej wizji. Mieszaniec, w którym wkłada się wszelkie doborowe składniki sprawiają, że gra niczym nie zachwyca, bo zżyna bezczelnie i nie kryje się z przykrą diagnozą, że ,,Resident Evil'' jest już tylko pustą nazwą. Niczym więcej. Rezydencja zła stała się zła, nie dlatego, że straszy wysoką jakością wykonania, ale straszy duplikatem. Zabawa zamieniła się w zgadywankę, który produkt kopiujemy w danej chwili. Czy to jeszcze ,,Resident Evil'' czy powtórka z ,,The Thing'' lub ,,Silent Hill 4''?, bo wiecznie do głowy przychodziły tytuły, z którymi miałem przyjemność obcować. 

Powód czwarty: Perspektywiczna stronniczość

Resident Evil bez zmiany ujęcia?! Zabiliście charakterystyczną cechę, która pasowała do serii. Dranie! Zrobiliście to - pozbyliście się oryginalności na rzecz powszechnej perspektywy FPP. BRAWO! Nie ma to jak niszczenie elementów, które reprezentowały historię o komandosach mierzącymi się z zombi. No, oklaski dla tych, którzy uważają, że to prawidłowy ruch. ,,Resident Evil'' oficjalnie stał się nierozpoznawalny. Dlaczego? Bo robi to, co inne tytuły, czyli ogląda świat z oczu - perspektywy pierwszoosobowej. Fani Resident Evil 1-3 nie mogą czuć się zadowoleni, ponieważ nie zostali przyzwyczajeni do ogranej mechaniki. Zmiana ujęcia w kamerze czyniła z ,,Resident Evil'' coś więcej niż markę - sprawiła, że napięcie wibrowało w powietrzu, a perspektywa nie ograniczała się do jednej filozofii. Kamera miała za zadanie uczestniczyć w aktywnym procesie, w którym dostrzegasz przeróżne elementy otoczenia, pomagała budować nastrój, wskazywała na ważne czynniki, które popychały fabułę do przodu oraz czyniło z zagadek tajemnicę, a przeciwnicy stali się częścią złowieszczej przygody. 

W ,,Resident Evil 7'' nie czułem żadnej zmiany na poziomie materialnym. Nigdy nie pokazuje, co jest ważne dla otoczenia. Nie osacza cię jego potęga. W ,,Resident Evil 1'' czułeś, że rezydencja, w której utknąłeś - ma za zadanie cię stłamsić, gdyż ilość pomieszczeń czyniła, że zaczynasz zatracać się w majestacie budynku. Rezydencja staje się twoim upiorem, z którego nie ma wyjścia. Każda zmiana ujęcia powodowała, że przemieszczanie się po pokojach graniczyło z powiększonym pulsem w przegubie. W ,,Resident Evil 7'' nie ma czegoś takiego, jak osaczenie, jeśli ktoś cię goni - jest to jedna osoba (w ,,Call of Cthulhu'' z 2005 r. lepiej to rozegrali). Jeśli jesteś w rezydencji - wyjdziesz z niej bez konsekwencji. Nie jesteś utwierdzony do jednej posiadłości, przez co ,,zamknięcie'' gracza na jednym terytorium cię nie dotyczy, przez co nie czujesz przywiązania do lokacji, bo prędzej czy później ją opuszczasz.

Powód piąty: Resident Evil - kampowość z natury

Już ja dobrze wiem, co oznacza ten wyraz twarzy.


Seria ,,Resident Evil'' nie rozwija się pod względem fabularnym. Wciąż wygląda, jak kino klasy B, a dialogi brzmią, jak z kaset VHS z późnych lat 80. Scenarzyści zatrzymali się w latach 90., gdy ,,Resident Evil'' kojarzył się z horrorami George'a Romero. Nie ma postępu, twórcy przestali przejmować się, że ich skrypt nie rywalizuje z opowieściami Keiichiro Toyamy (Forbidden Siren, Silent Hill) czy Makoto Shibaty (Fatal Frame). Seria stanęła w miejscu - opowiada jednowymiarowe historyjki bez aspiracji do czegoś głębszego. Nie idzie z duchem czasu - polega na sprawdzonych twistach fabularnych z eksperymentami naukowymi. ,,Resident Evill'' najwidoczniej nie lubi bawić się z graczem, nie wywraca gatunku do góry nogami, nie poszukuje nowych dróg - nie stara się zaangażować emocjonalnie, nie oferuje wyborów, dla których warto poświęcić noce, żeby dowiedzieć się, co będzie na końcu naszej przygody. O ile ,,Resident Evil 4'' sprytnie żonglował elementami body horroru, siódemka nie obraca gatunkiem w żadną ze stron - ani to slasher, ani horror psychologiczny, ani przyzwoita groza w staroszkolnym wydaniu. Kompletnie nic! Banda świrów w jednym domu - klasyczny przypadek horroru klasy B. Jak jakiś ,,Hostel'' dla zwyroli. Żadnych dylematów moralnych, żadnych skrupułów, całkowity brak inwersji oraz interesujących postaci drugoplanowych. Jedyne, co zapamiętam, to babcię na wózku... Dramat.

2 Komentarz(e):

Anonimowy pisze...

Myślałam ,że jestem jedyną osobą która , nienawidzi tego tytułu. Ok może nienawiść to zbyt mocne słowo ,ale ten tytuł nie zasługuje miana Resident Evil.
Też zauważyłam ,że ludzie z CRAPcom nie wiedzą co z tym tytułem zrobić. Nie wie czym chce być , grą akcji czy horrorem ,czy survival hororr.
Dlatego pewnie scenariuszem zajął się Richard Pearsey- człowiek który słynie z jednego dobrego tytułu F.E.A.R. Widać ,że postanowił (przepraszam inaczej tego ujać nie da się )
zerżnąć pewne schematy ze znanych tytułów i niestety odniósł sukces.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to ,że gracze ignorują fakt ,że tytuł bezczelnie kopiuje np. outlast i jeszcze wychwalają za "oryginalność ".
Jak bardzo są "ok" z faktem ,że nie zobaczymy leona ,chrisa ani Jill. Ważne ,żeby było strasznie i tyle. Jeśli tak to ciśnie mi się jedno pytanie ..."to po co grałeś/aś w tą gre?"
ta gra nie straszy już od RE4(przynajmniej mnie nie przerażała )
Można rzucać błotem Re6 , nie będę udawać ,że był genialny ale ta gra jeszcze była RE ,jeszcze były postacie ,zombie- no ato ze nie wyszło no to inna sprawa....osobiście lubie RE6.
Niestety sami gracze doprowadzili do takiego upadku- co mnie bardzo smuci.Zgadzam się w 100% z postem - gra nic nie wnosi , nic nie odkrywa. Widać ,że chcieli zrobić kolejne indiehorror game, bo teraz to jest modne i można zarobić sporo kasy. Ech...tylko człowiek ma ochotę pograć więcej w RE 1-6 przynajmniej miały więcej do zaoferowania.

przepraszam ,za taką ścianę komentarza ^^

Chris pisze...

RE 7 nie jest oryginalny pod żadnym względem - zapytaj prawdziwych ekspertów, a poznasz prawdę, że niczym się nie różni od tytułów, które wydano w ostatnich dwudziestu latach. Dlatego musiałem zareagować i napisać, dlaczego Resident przestał być tym, czym był w przeszłości. Seria zmierza donikąd i niestety jej upadek jest nieodwracalny - chyba, że ktoś pójdzie po rozum do głowy, ale szanse są niskie, dopóki będziemy traktować gry jako element pustej rozrywki, oderwanej od tradycji i korzeni.

Prześlij komentarz