niedziela, 6 grudnia 2015

Aniołowie o brudnych twarzach - Kino, które polecisz dziarskim młodzieńcom


Stary film się trafił, ale nie chciałem, by został zdmuchnięty z pamięci. Każdy goni za nowością, a ja szperam w zakurzonych podręcznikach, sięgam po klasykę, poszukuję rzeczy, o których wypowiada się jeden procent ludzkości (żeby jeno). Urodzony odkrywca musi zaglądać w kąty, poszukiwać kryształy na dnie oceanu, grzebać w przeszłości i się tym podzielić. ,,Podaj dalej'', jak uczą fundacje dobroczynne, inwestorzy czy miłośnicy kultury. 

,,Aniołowie o brudnych twarzach'' - moralizatorski traktat o sile przyjaźni, w samym ogniu upieczonej Ameryki o smaku gangsterki. Lata 30. - bieda, korupcja, tygiel, na którym upala się zbrodnia i praworządność. Dwaj chłopcy z nędznej nowojorskiej dzielnicy napadają na sklep. Jeden z nich za wolno biegał - trafił do poprawczaka. Poznajcie Rocky'ego Sullivana. Kiedy wraca na stare śmieci - młodzież ma go za idola. Jest rozsławionym gangsterem o niezachwianej wierze, że tylko drogą niecnego postępku zdobędziesz to, czego pragniesz. Nie boi się niczego. Ani nikogo, kto wróży mu śmierci. Śmietanka towarzyska mafiosy niechętnie wita go na wolności. Sprowadza kłopoty, gdy domaga się obiecanych pieniędzy, dlatego jego wspólnik chce się go pozbyć zatrudniając pomocników do brudnej roboty. 




Drugim chłopcem, który napadł na sklep, to Jerry Connoly. Dawniej rabuś - teraz ksiądz. Jest przerażony, że okoliczna młodzieżówka czerpie przykład z rozrabiaki, który nie para się pracą, lecz cwaniactwem, lisim sprytem oraz maską niezastraszonego bandziora. Wie, do czego to prowadzi. Nie chce, by ktokolwiek kontynuował jego błędy młodości. Jako kaznodzieja poucza, ale nikogo nie zmusza do poprawy. Jedyną szansą, by zmusić nastolatków do zmiany - jest uczłowieczenie bożka, Rocky'ego. Pokazać światu, że czuje, że ścieżka niesprawiedliwych prowadzi do grobowej deski. 

Film mimo upływu lat broni się przed brzydkim zestarzeniem (niedostatki panują jedynie w dialogach, które w Hollywood od zawsze są namaszczane konstytucyjnymi hasłami). Aktorzy grają bez teatralnej umowności, która królowała w niemych produkcjach. James Cagney, by podtrzymać wizerunek ekranowy - po raz wtóry wciela się w charyzmatycznego faceta z pistoletem, który nie podda się, choćby miał zginąć. Jest zbirem, jak przykazano. Dekadę później zagra w jednym z najlepszych kryminałów wszech czasów, czyli w ,,Białym żarze''. Oczywiście jako gangster. Występuje również Humphrey Bogart, który zostanie doceniony trzy lata później po premierze ,,Sokoła Maltańskiego'', a jego wizerunek eleganckiego mężczyzny w garniturze i kapeluszu z kąśliwym językiem przypieczętuje w ,,Wielkim śnie''.  




Ciekawą postacią jest Ann Sheridan, która w jakiś sposób nadaje ciepłych tonacji Rocky'emu. Pozwala na nadzieję, że może jego los się odmieni. Stanie się jego przyjaciółką lub przyszłą żoną (?). Przyjaźń między księdzem a bez sercowym gangsterem zagrana jest na szczerych intencjach gościa w koloratce. Obaj są wiarygodni, ponieważ nie silą się na czułe słówka czy klepanie po ramieniu. Rozumieją swój ,,biznes''. Nikt nie jest gorszy od drugiego - po prostu wybrali przeciwstawne profesje. Łatwiej zrozumieć nastolatków, dlaczego naśladują Rocky'ego, gdyż opanował sztukę perswazji, myśli jak sportowy strateg, wychodzi bez szwanku z tarapatów i dotrzymuje obietnic - oraz wynagradza tych, którzy bronią jego własności. Wszystkiemu przygląda się miejscowa policja, która czyha na Rocky'ego, aby go zgarnąć i posadzić na krzesło elektryczne. Przyjaźń zwycięży, i nie jest to spoiler - film od samego początku brnie w resocjalizację. ,,Zło dobrem zwyciężaj'', jak mawiał Paweł z Listu do Rzymian. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz