sobota, 14 lutego 2015

Chungking Express - Walentynkowy sprzeciw





Gdy oglądam filmy z drugą osobą (z kobietą) - nie wybieram oczywistych tytułów. Wczoraj do kin zawitało 50 twarzy Greya - historia na podstawie książki, która jest antyromantyczna i miernie erotyczna (kto widział 9 i pół tygodnia z Kim Basinger lub Uwierz w ducha z Whoopi Goldberg, wie o czym mówię). Ludzie się napalają: i pytam, niby jak? Jest czym? Żadnej subtelności, wdzięku czy chemii na ekranie. Szeroko reklamowane, ale tanie w środku. Gdy wybieram komedie romantyczne - sięgam po filmy brytyjskie. Ale kiedy chce coś innego, czym nie będą mi słodzić buzi - zaglądam do twórców spoza Europy i Zachodu.
Na Walentynki obrałem chińskiego mistrza od skrywanych uczuć i pragnień: Kar Wai Wonga. Jego produkcja Chungking Express ma znamię nowelki. Historia dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich dotyczy policjanta z numerem 223. Pechowy facet przed trzydziestką, któremu nie wychodzi z dziewczynami. Jesteśmy w Hongkongu, 1994 roku. He Quiwu, bo tak się nazywa, sprawia wrażenie samotnika szukającego miłości na zasadzie kontaktu mówionego. Chce rozmawiać, nie ma sprośnych myśli, fizyczność stawia na drugim miejscu. Zależy mu na podejmowanych związkach z płcią przeciwną. May - jego eks wybranka - ulotniła się. Tęskni za nią, a żeby uciszyć pustkę w sercu - zajada się ananasami, które były ulubionymi owocami May. Wkrótce ma obchodzić urodziny.

Drugą postacią jest policjant z numerem 633. Ma żonę, ale obraz daje wyraźny sygnał, że się nie dogadują (a bynajmniej komunikacja jest nieszczera). Do tutejszego baru, w którym kupuje sałatki firmowe - zatrudniona zostaje Faye. Od pierwszego wejrzenia on się jej podoba. Próbuje coś z tym fantem zrobić. Z początku ze sobą nie gawędzą. Faye słucha głośnej muzyki, a emocje skrywa pod nieekspresyjną twarzą. Policjant zajęty własną osobą, nie dostrzega jej nieśmiałości w próbie nawiązania dialogu. Spojrzenia nie wystarczają, więc trafia na niewiarygodny plan, by sprzątać u niego w domu. Pan z nr 633 nie przepada za czytaniem listów, ma lekceważący stosunek do kobiet i zdaje się, że jego samotność wynika z braku umiejętności odczytywania kodów płci pięknej. 



Obie historie nie przeplatają się ze sobą. Jedna się kończy, to druga zaczyna. To co je łączy? Muzyka i dialogi. Soundtrack ma nostalgiczno-witalne brzmienie. Jest to jazz, blues i pop. Niemal przez cały seans jesteśmy raczeni przygrywanymi kawałkami, które mają swoje lata. Powtarzają się, bo wpływają na kontekst wypowiedzi autora. Jedzenie jest porównywalne do miłości. Przeterminowana konserwa nigdy nie będzie smakować, tak samo, jak zużyte, wyczerpane uniesienie romantyczne. Jeśli wyschną uczucia - to miłość jest do ,,wyrzucenia''. Owy kontrast non-stop pojawia się na ustach bohaterów. Wpada w dyskurs z odbiorcą, ale nie zapomina o rozwijaniu treści. 

Pierwsza nowelka, znacznie krótsza, posiada ostre cięcia montażowe. Naprzykrzają się ujęcia w amoku alkoholowym - rozmazania i skoki w czasie. Kar Wai Wong przyzwyczaił mnie do barwnych stylizacji. I tutaj nie blefuje - złącza szereg kolorów z modą. Kobiety mają pociąg do zaciemnionych okularów i ubrań kojarzonych z fetyszyzmem. Mężczyźni są upadłymi aniołami - dużo mówią, lecz nie przechodzą do czynów. A gdy udaje im się wyjść z okowów jałowości - wciąż pozostają wolnymi strzelcami. 



Chungking Express to miodne widowisko o zagubionych kobietach (niby wiedzą czego chcą, ale ich działania są nieprzemyślane) i grzecznych facetach (niezakompleksionych oraz nieostrożnych), którzy nie mogą odnaleźć się w świecie niewypowiedzianych, zakrytych uczuć. I choć interpretacja wydaje się być dobrowolna - ciężko przebić się przez kulturowy miszmasz. Obie nowelki mają inny styl wypowiedzi. Pierwszy bardziej chaotyczny, niedokończony, jakby zerwany z taśmy filmowej. Drugi, bardziej poskładany, mniej roztrzepany i rozsypany fabularnie. Reżyser nie wybiega z powtarzanych planów. Udaje się z kamerą do tych samych miejsc, zakreślając rutynę i miałkość ludzkich dążeń. Jakby chciał ich zamknąć w niesprzyjającym stanie psychicznym. 

Jedynie czego mi zabrakło - to wyrażania uczuć między słowami, gdzie Kar Wong pięknie ukazał je u Spragnionych miłości. W Chungking Express doświadczymy jedynie monolog, gdy jeden z policjantów dotyka kobiecej nogi bez oglądania się na wyraz twarzy drugiej osoby. Nie jest to artysta dla każdego. Kto nie cierpi mieszanki polifonicznej w narracji albo tantrycznego ,,przeżywania obrazu'' - będzie żałował straconych minut. Humor jest nie wulgarny i nie napuszony - pojawia się mimochodem, przerywając powagę sytuacji. I gdybym miał podsumować film. Zaśpiewałbym jak Anna Jantar ,,Nic nie może przecież wiecznie trwać. Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić''.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz