niedziela, 25 stycznia 2015

Pszczelarz - Kino, które trudno ocenić


Theo Angelopoulos - zapewne najlepszy reżyser z Grecji w historii kina. Nie ma go już z nami. Zmarł w 2012 roku - w wyniku potrącenia przez motocyklistę. Do dzisiaj nadrabiam pozycje, których próżno szukać w lokalnej telewizji. Wielki czarodziej dużego ekranu. Trafia do mnie jego wrażliwość na tematy, które stoją blisko człowieka. Twórca kompletny? To zależy dla kogo - jeśli macie manię oglądać filmy z kadrem wypełnionym po brzegi kolorytem, jakby przejechano po nim pędzlem malarza - na pewno się Wam spodoba. 


Pszczelarz zaczyna się, gdy obraz przemawia subiektywnym głosem. Widzimy stół, a na nim rozrzucone kwiaty z wazonu. Dookoła poustawiane krzesła. Pierwsze ujęcie skąpane jest w niebieskiej konsystencji, która będzie dominować przez cały seans. Obdrapany dom przy stole także zwiastuje, jak będzie wyglądać okolica. Państwo młodzi są po ślubie. Jest spotkanie rodzinne - niebawem nadejdzie czas pożegnań. Głównym bohaterem jest Spiros, który wybiera się na przejażdżkę. Będzie podróżował ze swoją pasiekę z północy na południe Grecji w poszukiwaniu wiosny. 

Spiros to mężczyzna w średnim wieku, zostawia najbliższych, by samotnie z ulami przemierzać kraj owiany mgłą (U Theo Grecja taka jest - wiecznie pokryta zjawiskiem pogodowym). Tak się składa, że podróżuje ciężarówką - po drodze zahacza o dziewczynę, którą, jak mówi ,,nikt nie będzie szukać''. Z początku nic ich nie łączy. Ot, przypadkowy przybłęda, który nie wiadomo dokąd zmierza. Krótko potem, gdy ponownie się spotkają - starszy mężczyzna pozwoli młodej kobiecie, aby z nim została. Jakaś nić porozumienia nastaje, choć Spiros nie jest duszą towarzystwa - nie przewidział, że ktoś się ,,przypałęta''. 




Pszczelarz to kino drogi, kino kontemplacji i kino tragedii w jednym. Postacie w filmie nie są ,,kochane'' przez widza. Ciężko z nimi wytrzymać. Są poróżnieni. Dziewczyna znikąd jest energiczna, zachłyśnięta uciechami, nigdy nie stroni od męskich ramion, robi wszystko, żeby zawsze być z drugą osobą. Spiros jest wycofany, tłumi pragnienia, których nie chce przeżywać. Pisano, że to historia o ucieczce od szczęścia, ale według mojej opinii wygląda to zgoła inaczej. Pszczelarz to bardziej opowieść o byciu z samym sobą, z dala od stałego zamieszkania, przyjaciół czy rodziny. Spiros wraz z postępem fabuły ma coraz cudaczniejszą znajomość z dziewczyną, która mogłaby być jego córką - różnica wieku jest nadto widoczna.

Postacie Angelopoulosa, podobnie jak u niezależnego reżysera Jima Jarmuscha - świadomie, z własnej woli stają się wyrzutkami, o których świat nie chce słyszeć i widzieć na oczy. Mają manierę odgrywać dramaty, które sami na siebie sprowadzili. Rozumiemy ich nieznacznie, czasem działają nam na nerwy, motywacje bywają mylnie pojmowane przez odbiorcę. Pszczelarz nie jest kinem męczącym na dłuższą metę, jak u Michelangelo Antonioniego, ale wymaga odpowiedniego przygotowania. Nie jest to film przy czipsach i coli. Lepiej zasiadać przy nim z ciastem i dobrą kawą. 




Oprócz dogłębnego, perfekcjonalnego obrazu, którym szczyci się Theo - reżyser pogrywa z nasileniem muzyki. Jest nawet piosenka, która będzie motywem przewodnim pszczelarza. Działa na emocje i przerywa ciszę, która towarzyszy widzowi w precyzyjnych, wystudiowanych ujęciach. Nie jest to kino dla wszystkich - nigdy nie będzie aprobowane przez niedzielnych bywalców, co chodzą do kina, aby obejrzeć film - nie wyciągając nic z niego, ale warto sprawdzić na sobie, czy jesteśmy na tym ,,etapie rozwoju'', by oglądać produkcje o nikłej popularności, za to z nieporównywanym doświadczeniem, że oto mamy przed sobą coś niespotykanego na szerszą skalę.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz