środa, 28 stycznia 2015

Miesiąc z westernem: Strzały o zmierzchu - Koniec z zabawą w kowboja


Sam Peckinpah - największy okrutnik kina osiadły na prerii. Plaga świeżej krwi powiewa u niego w powietrzu, naznaczony przemocą, Zaratusztra Dzikiego Zachodu splamiony śmiercią kamratów. Reżyser, który na nowo opowiedział o westernie. Sprawił, że niewinna zabawa stała się poważnym wstępem do dyskusji o Ameryce, w której zapanowała chciwość i obłęd umysłu szerzący się niczym rak. Sam, wybacz im, nie wiedzą, co czynią...


Prolog zapowiadał sztampę fabularną. Oto Steve Judd odwiedza mieścinę, w której urzęduje jego druh, przyjaciel - Gil Westrum. Będą mieli czas powspominać dawne dzieje, choć prędko dowiadujemy się o arcytrudnym zadaniu - przewiezieniu złota z kopalni, gdzie po drodze roi się od nieprzychylnych zwierząt. Bank zleca kontrakt - Steve'iemu w eskortowaniu transportu pomaga dwójka zapalonych rewolwerowców: znajomych. Mają plan wyrolować wspólnika. 

Wyruszają na pustkowia. W międzyczasie trafiają na dom pobożnego człowieka z córką, która ma fryzurę przemodelowaną na pazia. Młody, rześki, zuchwały Heck Longtree nie przepuszcza okazji. Przystawia się do dziewczyny (Elsy), która nie miała sposobności zasmakować uroków miasta - obcy jest jej świat ,,zewnętrzny''. Trwająca idylla nie będzie pochwalna. Wkrótce ruszą po obiecaną mamonę, od której strzeże ręce ojciec Elsy. 




Film toczy się wolnym krokiem. Konie nie pędzą w cwał. Bronie są umieszczone w kaburze - nie czekając, aż konni rozgrzeją lufy. Młodzieńcza arogancja i zapalczywość konsoliduje z mędrkowaniem starszych panów. Będzie im pod górkę, gdy dojdzie do trefnego ślubu. Wtem akcja wzrośnie, w miarę postępującego fatalizmu. Mimo że nie panuje gorączka złota, upał dotyczący popadania w przesadę stanie się czymś zwyczajnym. Na nic stęp tempa, który uspokaja, bo koniec końców podwyższy ciśnienie i podgrzeje temperaturę. Leniwe konie ożyją. 

Ten nieoczekiwany manewr jest kwestią wyczucia napiętej sytuacji. Już kaznodzieja (jako apodyktyczny, wszechwiedzący ojciec) o wiele wcześniej przewiduje zgubę wędrowców. Ideały pękają przez podstęp. Historia ma w zanadrzu humor podszyty ironią, ale śmiech nie zawsze jest na miejscu. Peckinpah zestawia ze sobą klasyczny western z antywesternem. Odchodzi od przyklaskiwania walce na broń, z przyczepionym pasem skórzanym do biodra. Godnie jest zginąć u boku dumnych kowboi, ale daleki jest od pieśni - chwaląc ich za szanowny wyczyn. To bardziej elegia, gdyż niebawem tylko antywestern będzie przygrywać melodię pod okiem czujnej kamery. Nic dziwnego, że są to strzały o zmierzchu...

Strzały o zmierzchu przez Chrisa

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz