sobota, 5 kwietnia 2014

Metro - Za Rosjankę mieć kochankę


Za dzieciaka uwielbiałem oglądać filmy katastroficzne. Zawsze sobie wyobrażałem, że to cudowne zostać bohaterem, który ocalił nieszczęsnych ludzi od potopu, pożaru czy przed tornadem (Latająca krowa z Twistera śniła się po nocach). Moimi ulubionymi tytułami był Tunel (Sylwester Stallone jako ratownik - mocarz! I książkę też miałem w łapkach), Armageddon (kilka razy obejrzałem na VHS i w telewizji), a szczególnie zapamiętałem Titanica (myślałem, że to był szczyt osiągnięcia w dziedzinie romansu!). I w zasadzie fascynacja filmem katastroficznym upadła wraz z Titanicem na dno. Metro jest wyjątkiem, bo nie jest amerykańską produkcją, a superprodukcją naszych sąsiadów - Rosjan.

Tunele, którymi poruszają się pociągi metra zostają zalane przez wodę z rzeki. Uwięzieni ludzie próbują wydostać się na zewnątrz i ocaleć przed haniebnym incydencie pracowników, którzy polecieli sobie w kulki ze starszym panem, który zapobiegłby katastrofie.

Metro jest idealnym wzorcem jak tworzyć kino katastroficzne i niestety to, co uważałem kiedyś za interesujące, czyli ilość przypadków lub uproszczenia fabularne, okazuje się, że dziś straciło w moich oczach. Doceniam natomiast to, jak pokazano media i miasto, którego nie dotyczy katastrofa moskiewskiego metra. Podoba mi się to, że bohaterowie nawiązują romans lub nić porozumiewawczą. Te elementy były zawsze dla mnie obowiązkowe w tym gatunku, dlatego nie powiem, że Metro to słaby film. Jest raczej gdzieś pośrodku filmu niezłego, a dobrego. Różnice są zazwyczaj kolosalne, ale trzeba nadmienić, że obraz może się podobać. Są efekty i to bardzo dobrze wykonane (co nie zawsze wiąże się z prawami fizyki czy w zgodzie z logiką elektryki). Aktorzy wykonują swoją pracę z należytym szacunkiem - miło było zobaczyć nieznane twarze. Całkiem nieźle się odnajdują w nowej sytuacji, ich zachowanie jest bardziej profesjonalne w obliczu klęski żywiołu od stada rozszalałych pasażerów.



Dużym walorem produkcji jest rewelacyjna przemiana postaci podczas niebezpiecznych przygód w zalanym metrze. Nikt nie jest tym, kim był przed zapadnięciem wód gruntowych. Widzimy, jak wspólne dobro jest dla każdego z nich osobna ważne. Szczególnie dla Andrieja (Sergey Puskepalis) chroniącego córkę przed okrucieństwem żywiołu i w towarzystwie biznesmena, który uwiódł mu żonę. Razem znaleźli się w ekstremalnych warunkach i starają się wydostać na powierzchnię wspólnymi siłami. Potrafią się ze sobą pokłócić, czy nie zgodzić, ale dla ukochanej lub obcej osoby są w stanie się poświęcić. Są zgraną ekipą, i choć ilość zbiegów okoliczności chwilami wydaje się być komiczna, nie jest to ogromna wada. Problemem jest tempo narracji. Mamy świetną ekspozycję, udane rozwinięcie akcji, ale film przed wyjściem na duże ekrany powinien dłużej pobyć w montażowni. Kilka scen spokojnie mogłaby zostać usunięta (np. niepotrzebne rozciągnięcie sekwencji wypadku pociągu w trybie slow motion) - nie straciłby nic ze swojej solidnej konstrukcji (choć scenariusz został napisany na podstawie powieści). 

Zaletą jest również interesujące przedstawienie zarządu odpowiedzialnego za funkcjonowanie moskiewskich transportów podziemnych. Filmowi nie brakuje dystansu i potrafi rozbawić widza. Niektóre dialogi są dla mnie po prostu mistrzostwem (np. scena dwóch młodych osób, którzy leżą i naprzeciwko siebie dziewczyna wyznaje: ,,Nie zawieram znajomości w metrze.'' - śmiech gwarantowany). Powiem szczerze, elementy humorystyczne są fantastycznie zaimpletowane - nie ma sucharów, czy głupawych wstawek. Finał jest raczej przewidywalny, ale kto by się tam przejmował. Ja bez bicia powiem, że czekałem na happy end!



Polecać, czy nie polecać. To żadne pytanie. Jeśli tęsknicie za takim kinem, możecie się zaopatrzyć za wersją na DvD. Kręcą Was romanse i zdrady? - sięgajcie w ciemno. Uwielbiacie, gdy reżyser przed większą połowę seansu zamyka bohaterów w klaustrofobicznych pomieszczeniach? - nie czekaj na mój znak i zabieraj się za film. Nie jest to wprawdzie wybitne kino, ale w miarę przekonujący sposób porusza. Ma kilka takich chwytliwych momentów, które są zrobione po to, żeby podziwiać takich ludzi, co poświęcają się w imię miłości.

Metro jeździ online

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz