niedziela, 13 kwietnia 2014

Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz - Czas patrioty nadszedł kres



Jeśli idzie o kino superbohaterskie najnowszy Kapitan Ameryka sprawuje się naprawdę nieźle. Dostaliśmy poprawną fabułę, która nie ma jakiś rażących błędów lub niedorzeczności. Miłośnicy Marvela musieli zacierać rękawy na triumfalny powrót symbolu Ameryki (pierwsza część sprawiła się słabo). Żołnierze w trykocie mają coraz szersze spektrum wypowiedzi na temat współczesnej gospodarki, działalności społeczno-politycznej. I tak jak to jest w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych, Steve Rogers wracający do świata żywych z hibernacji zauważa, że instytucja rządowa S.H.I.E.L.D. (Tarcza) kompletnie pogubiła się w swoich działaniach. Nieoficjalnie prowadzą wojnę domową zabijając tych, co niegdyś stanowili prawość i chronili ich przed klęską od faszystów, degeneratów społecznych oraz krajów zagrażających pozycji wielkiej, niewątpliwie skazanej na wspaniałomyślność Ameryki zbudowanej na rozlewie krwi i patriotycznej propagandzie.




Kapitan Ameryka zostaje zdradzony przez własny kraj (jego zwierzchników) i musi powstrzymać władzę zagrażającą światu. Chcąc ujawnić spisek postanawia połączyć siłę z Czarną Wdową. Ich duet jest zgrany. Podczas stresujących akcji sabotażu potrafią odnaleźć chwilkę na docinki i niewyszukane dowcipy. Przekomarzają się w przyziemnych sprawach pozazawodowych. 

W filmie nie brakuje popisowych scen z udziałem ciała i mięśni, które są zrealizowane kapitalnie i za każdym razem, gdy Rogers ujawniał swoje zdolności sztuk walki byłem w zachwycie. Kaskaderskie manewry sprawdzają się naprawdę lepiej niż sztucznie wygenerowane komputerowo ujęcia. Cieszy to, że nie użyto efektów specjalnych w zastraszającej ilości. Laików mogą drażnić pewne niedomówienia i niedociągnięcia fabularne, dlatego zanim ktoś uda się na seans Zimowego żołnierza powinien nadrobić Pierwsze starcie i Avengers.



Aktorsko jest przyzwoicie. Każdy w swojej roli gra na tyle, ile pozwoliła im koncepcja, aczkolwiek Scarlett Johansson nie potrafi odnaleźć się wśród bohaterów o nadludzkich umiejętnościach - lepiej sobie radzi w kinie z ,,żywymi'' problemami. Zupełnie mi nie pasuje na Czarną Wdowę. Samuel L. Jackson to już etatowy aktor występujący tam, gdzie powiewa flaga z gwiazdami i pasami. Robert Redford niczym na starość nie zaskakuje. Jego czas ewidentnie przeminął.

W zasadzie polecam zapaleńcom uniwersum spod znaku Marvel Comics. Ci, których nie interesuje supermęskość i skakanie z wieżowców na ziemię będą kręcić nosem. Jeśli nie cierpicie USA, ten film nadal nie jest na tyle autokrytyczny, żeby polecać go przeciwnikom Zachodu. Denerwują Was proste i schematyczne historyjki o trykociarzach? Kapitan Ameryka wciąż nie ma się czym wybić - choć i tak jest lepiej chociażby w porównaniu z Thor 2. To przyjemne kino. Przy tak spektakularnych filmach ponownie nie ma co oczekiwać przełomu. Szkoda, że tytułowy Zimowy żołnierz pojawia się na ekranie raptem trzy razy. Prawdziwy z niego ,,madafaker'' - niewzruszony diabeł wyjęty z kina klasy B.

Morał jest taki: Nie wiesz jak rozróżnić dobrych od złych? Źli to ci, co do ciebie strzelają.



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz