niedziela, 6 kwietnia 2014

Definicja strachu: Demon ruchu - Wybór opowiadań Stefana Grabińskiego


Pisząc szablonowo, takich pisarzy jak Stefan Grabiński już nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Prekursor polskich horror story to groza w czystej postaci. Bez krwi, bebechów na wierzchu i sztucznie pompowanej nagości, żeby nastolatkowie mieli czym wybrzuszone oczy nasycić. U Grabińskiego nie doświadczycie scen pokroju ,,ktoś trzasnął drzwiami!'' - pewnie przyczyną był podmuch wiatru albo stara architektura budynku (jak w filmie Nawiedzony dom). Jest to groza klasyczna. Grabiński jest nazywany polskim Poe. Jego opowiadania i powieści cechują się realizmem fantastycznym, jest sporo paranauki czy kwestii filozoficznych (czerpie inspiracje z Bergsona czy dzieł Freuda).


Żeby przekonać się do mało znanego autora (niesłusznie!) warto na początek zainteresować się tomem Demon ruchu, w którym historie występują na stechnicyzowanych sceneriach, to cykl o kolejarzach i motorniczych. Autor Klasztora i morze bardzo chętnie odnosi się do problematyki cienkiej granicy między geniuszem a obłędem, zajmując się parasymetryzmem, metafizyką, problemem dostosowania się do rzeczywistości, której nie chcemy znać i mamy ją za nic (stąd niezwykłość nacechowana w praktycznych opisach empirycznych postaw). Nie jest to literatura, którą chłonie się jak kolejny odcinek American Horror Story, nieprawdopodobność wynika bardziej z faktu mistycznych i pozazmysłowych kolei scen, zabawą ze słowem lub skądinąd ,,popapranymi'' widokami, które budują klimat i posępny nastrój.


Tak wyobraża sobie jego świat: Ryszard Wojtyński

Międzywojenny pisarz ma bardzo specyficzny styl pisania. Jest to poezja krasomówczego kalibru. Duża wiedza idzie z fachową terminologią i niesamowitością zdarzeń. Żeby nie być gołosłowny, daję Wam próbkę jego dokonań:

Wawera dumny był ze swego dzieła i rozmiłowanymi oczyma wodził po swojej "strażnicy", po torze czyściutko utrzymanym i po lśniących relsach. Nie miał nic do zarzucenia swojej przestrzeni. Wszystko tu było jak i gdzie indziej, na czynnych liniach. Był bo i tor podwójny, i krótki tunel powyżej budki, a nawet blok, prawdziwy, w całym tego słowa znaczeniu blok z dźwigniami do przerzutów. Istnienie tego budyneczku o parę metrów od sadyby dróżnika pasowało właściwie placówkę na "przystanek". Jakoż była tu rzeczywiście przed laty mała stacyjka, przy której budnik spełniał równocześnie funkcje naczelnika. Podobno nawet jeszcze na rok przed wyłączeniem pętlicy zatrzymywały się tu czasem pociągi towarowe na małą chwilę.
Przepowiednie Smolucha były nieomylne; gdziekolwiek się zjawił, groziła niechybna katastrofa. Trzykrotne doświadczenie umocniło Boronia w tym przekonaniu, ukształtowało głęboką wiarę kolejarza związaną ze złowieszczym pojawem. Konduktor żywił ku niemu cześć bałwochwalczą zawodowca i lęk jak przed bóstwem złym i niebezpiecznym. Otoczył swoje zjawisko specjalnym kultem, urobił sobie oryginalny pogląd na jego istotę.

Grabińskiemu blisko do Lovercrafta, bo podobnie jak samotnik z Providence miał swój własny unikalny świat, w którym na tyle się zatracił, że nikt go nie zrozumiał za jego czasów. To w zasadzie gotyckie obrazy splątane wyobraźnią. Polecam jego twórczość z gorącego serca, bo i pisać potrafi, a straszy w bardziej mniej oczywisty sposób niż co drugi postnowoczesny horror, co na pewno odbija się na jego znikomej popularności. Ja dziś będę mawiał: Sztuka nie dla mas, lecz dla indywidualnej ekstazy. 


Obrazek z cyklu: Inspiracja Grabińskim


Wybór opowiadań Grabińskiego

Więcej wiedzy na temat Grabińskiego

2 Komentarz(e):

Jad_Stwórcy pisze...

Nie Poe ani też Lovecraft. To po prostu poprzednia inkarnacja Stephena Kinga.

Chris pisze...

Nie zgadzam się, natomiast polak przebija wielu innych fantastów - umiejętność rozbudowywania jednego uniwersum sprawia, iż stał się legendą torów.

Prześlij komentarz