czwartek, 10 kwietnia 2014

BioShock Infinite: Burial at Sea - Warto było czekać

Stylistyka plakatu jak w kryminałach lat 40'.


O ile dodatki były nie do końca potrzebne takim grom, jak The Last of Us, czy ostatnio do To the Moon, tak na rozszerzenie fabularne do BioShock Infinite czekałem z niecierpliwością. Głównie dlatego, że pod koniec trzeciej części stało się tyle zawirowań i twistów fabularnych, że musiałem przekonać się, iż moja interpretacja była dobra. Nie pomyliłem się - nic nie było takie przewidywalne i proste. Zaburzenie rzeczywistości to fascynujący temat i Ken Levine otrzymuje ode mnie tytuł  ,,Nolan'' - bo podobnie jak reżyser filmu Memento czy Bezsenności potrafi zaintrygować i podważyć to, co uważaliśmy za prawdę, choć tematycznie nie wiele mają ze sobą wspólnego.

Burial at Sea został podzielony na dwa epizody, czego właściwie nie rozumiem, bo rozgrywka nie zajmuje zbyt wiele czasu. W pierwszym dodatku kierujemy Bookerem (głównym bohaterem Infinite), w drugim zaś Elizabeth, śliczną partnerką, która towarzyszyła nam przez prawie całą grę w podstawce. Booker głównie używa broni, więc trzeba przygotować się na wtórne pojedynki, które wciąż mierżą sztampą i niedopracowaniem. Cieszy natomiast fakt, że powracamy do Rapture - pięknego miasta pod wodą, gdzie najwybitniejsze jednostki zbudowały antyutopię na miarę XX wieku (Bóg umarł).* Głównie poruszamy się po przestrzeni w tonacji barw niebieskich i czerwonych - to one dominują w stylistyce settingu. Szkoda, że twórcy nie postanowili ,,odświeżyć'' pomysłów z części pierwszej, aby powrócić do użytecznych plazmidów i bardziej rozbudowanego systemu RPG, który sprawdzał się świetnie w porównaniu z Infinite. 


Wizja Rapture wciąż robi wrażenie.


Elizabeth z kolei musi częściej się skradać, ale nie oczekujcie, że będzie to poziom na miarę Thiefa. Wszystko jest uproszczone do cna. Nasza postać jest mniej zręczna w używaniu broni, więc słabiej jej wychodzi strzelanie do genofagów. Bohaterka traci swoją ,,super moc'' i jest zdana tylko na siebie przez zaskoczenie, które nam zaserwowano w pierwszym epizodzie. 

Żeby zagrać w ów dodatek należy znać kluczowe postacie (powracają starzy znajomi arcywrogowie) i orientować się w serii na temat powiązań z filozofią i postaciami historycznymi. Pełno jest odniesień w Burial at Sea do poprzednich odsłon BioShock. Mnóstwo plakatów wywieszonych na ścianach, napisy wymalowane krwią, rozmowy głosowe nadal nie są wyświetlane na bieżąco, tylko trzeba zaglądać do menu. Powracają siostrzyczki i Big Daddy. Nie zabrakło słynnego ,,Would You Kindly''. Gameplay pozostał nienaruszony. Zasadniczo eksplorujemy, kupujemy uzbrojenie i narzędzia do mozolnej ,,pracy'',współpracujemy z towarzyszką (w historii Bookera) i unicestwiamy hordę przeciwników, niekiedy wracając do tych samych lokacji i pomieszczeń (jeszcze ktoś na dokładkę będzie nas chciał poczęstować ołowiem). 




Dużym plusem uważam, że jest narracja postawiona wyżej nad gameplayem. Rozbijanie czaszek z rozgrzanej broni nie cieszy tak jak niuanse i intrygi podczas dialogów. Naturalnie, twórcy nie mogli postawić na pełny interactive movie, bo gryzłoby się to z cyklem serii, ale w tym przypadku mogli pojechać po bandzie i zredukować pojedynki do minimum. Największą przyjemność stanowi właśnie fabuła, która w drugim epizodzie jest jeszcze bardziej wciągająca niż za działań Bookera. Mam wrażenie, że nie wszystko się wyjaśniło, aczkolwiek kilkanaście niedomówień zostało załatane. Dlatego Burial at Sea jest smakowitym kąskiem dla osób, które mają słaby kontakt z grami komputerowymi, ale...




Polecam tylko fanom i miłośnikom uniwersum BioShock. Pozostali gracze nie mają co startować do gry, która obłożona jest masą wątków, których po prostu nie zrozumieją. Nawet jeśli ktoś ukończył Infinite, a nie miał styczności z pierwszą i drugą częścią też nieco straci. Kontekst wypowiedzi jest bardzo ważny dla tej growej powieści. Nie wyobrażam grać sobie w Burial at Sea bez znajomości Andrewa Ryana, Atlasa lub Comstocka. BioShock z pewnością już przeszedł do historii i jest to jedna z tych gier, która wielkimi literami zapisała się w panteonie 100 najważniejszych gier wszech czasów (wg mojej opinii, którą wcale nie musicie się sugerować). Wysoki poziom artystyczny tylko mnie w tym utwierdza.

* Cytat Fryderyka Nietzsche, który w jakiś sposób przyczynił się do upadku religii i współczesnego kryzysu wiary, a jednocześnie sprawił, że wysunięta teza przyczyniła się do rozwoju ludzkości. Człowiek zdolny jest do rzeczy wielkich, nie przydzielając własnych zasług (urojonemu) Bogowi. Przyczyny tej sentencji również można się doszukać w tym, co wydarzyło się między innymi przy udziale zbrodniarzy w Auschwitz i w II wojnie światowej, która sprowadziła nieszczęście, niskie morale i upadek ducha.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz