sobota, 5 października 2013

Antony Johnston, Christopher Mitten ,,Wasteland" zeszyt 1-5: recenzja komiksu


Niech Was nie zmyli okładka. To nie jest komiks wypolerowany kolorami. Istnieje tylko czarno - biała tonacja, by świat po apokalipsie nie wyglądał sympatycznie i za rozmaicie. Zachęcony opiniami niewątpliwie budzące ostrzeżenie, że ktoś próbuje nam promować fałszywą informację. Całe szczęście, ta forma zagrywki pławienia się w superlatywach nie była bezpodstawna.





Gdzieś w Ameryce, po stu latach wielkiego deszczu, gdzie morza są zatrute, a po cywilizowanym kraju pozostała goła pustynia bez technologii i nowoczesnych sprzętów, ludzie egzystują w małych społecznościach jak Providence, gdzie dochodzi do ataku Zjadaczy Piasku.

Powiem bez większego bajdurzenia, nie jest to fabuła na tyle ekscytująca, by stanąć przed autorem i bić mu brawa. Jednak sprawdza się jako czytadło na odtrutkę bardziej poważnych, dystyngowanych i zastanawiających historii. Każdy zeszyt nie zajmuje więcej niż 25 stron - poza pierwszym, wstępnym numerem. 


                        

Pomimo ułomności graficznej, jest to tytuł, który z ilustrowanej strony podobał mi się i odpowiadał moim zmysłom. Prowizoryczne szczegóły, prymitywne skakanie między jakością jednego obiektu nad drugim. Wielkie zagracane maszyny, kaktusy w plenerze, świątynie, skraj drogi prezentują się bardzo onirycznie. Towarzysze broni są skazani na tułaczkę tylko z powodu pewnej historii, którą równie dobrze można by było wyjąć z kart Pisma Świętego lub starożytnych mitów.

Wydawało mi się, że cała podróż powinna być kierowana na odnalezienie mitycznego kraju A-REE-YASS-I (kto wymyśla takie nazwy?). Jednak główna twarz tego komiksu, Michael, całkowicie to ignoruje i bardziej interesuje go miejscowość NEWBEGIN. Tak, każdy chciałby żyć na nowo po tak nieprawdopodobnej katastrofie o niezidentyfikowanym pochodzeniu.

                            

Postacie bardzo często rzucają bluzgami. Są skłonni do walki i rozstrzelenia każdego, kto nie wart jest życia. Mówią nam: nie chcemy zagrożenia. Michael'a polubiłem, pomimo tego, że jest ignorantem. Samotnik i wędrownik z niewybrednym poczuciem humoru. Zakrywa twarz, jakby groziła mu infekcja, ale nie robi to bez powodu - bez zdradzania dalszych cech i motywacji bohatera.

Uczestniczymy w bardzo ciekawym uniwersum. Zjadacze Piasku, to takie ludzkie potwory, niezdarne, ale groźne. Mamy sunnerów, czcicieli Słońca i Księżyca (Sumerowie w lekkim wydaniu?), sekty i ich obrady, niewolników i handel niezbędny do przetrwania.

Komu polecić? Wszystkim tym, którzy odnajdują się w klimatach zniszczenia, post - apokaliptycznych widokach ziemi. Każdemu, komu odpowiadają rozgadani protagoniści. Nie brakuje akcji. Nie należy jednak do tych komiksów, które karmią nas pytaniami o sens życia. Nikt nie łomocze się nad tym, czy postępuje słusznie. Każdy przywykł do tego, że świat doznał kary i nikt tego nie kwestionuje, jakby nie zauważono, by cokolwiek się wydarzyło. Przystosowanie do katastrofy nastąpiło wraz z pierwszą planszą. Lekko się czyta, bez zastanowienia. W gruncie rzeczy to bardzo długa seria. Obecnie powstało 48 zeszytów. Seria, którą można dawkować podczas długich jesiennych wieczorów. Nie spodziewajcie się cudów, aż tak genialny to on nie jest, ale nikt nie powinien czuć się zawiedziony.

                         

W niewielkim stopniu komiks inspiruje się grą pod tym samym tytułem. Mamy Stany Zjednoczone, pustynię, zmutowane bestie, handel działający na podobnych zasadach. Jednak nie traktujcie ,,Wasteland'' w kategorii rozszerzenia tematu studia Interplay z 1988 roku.

Ciekawostką jest fakt, że powstał film na bazie komiksu, ale jest on na tyle niepopularny, że jakość wizji filmowej musi straszyć odbiorcę - i to nie bynajmniej w kwestii obrazu.













0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz